
standPUNKTwidzenia
Warszawa w ruinach
Stand: 27.08.2022, 18:20 Uhr
„Niemcy jako państwo oraz jako społeczeństwo nigdy nie zdały sobie sprawy, jaki był wymiar zbrodni dokonanych na terytorium Polski. Świadczy o tym fakt, że niemieckie myśliwce latają dziś pod czarnymi krzyżami pruskimi, pod jakimi wykonywano naloty na Wieluń i Warszawę” – pisze niemiecki historyk Felix Ackermann.
Wychowałem się w Berlinie Wschodnim. W NRD, podobnie jak w Polsce, szkoła zaczynała się 1 września. Zapamiętałem, że to Światowy Dzień Pokoju. Jako dzieci mieliśmy świadomość, że ten dzień jest jakoś związany z II wojną światową. Nie było też tajemnicą, że to dzień, w którym Niemcy napadli na Polskę. W tym roku Niemcy znów przypomną sobie o Światowym Dniu Pokoju, chociaż w Berlinie pierwszy dzień szkoły od 1990 roku rzadko wypada 1 września. Ale i w 2022 r. nikomu w Niemczech wrzesień nie kojarzy się z nalotami Luftwaffe na Warszawę. Nie ma powszchnej świadomości, że ta wojna od początku miała na celu zniszczenie Polski zarówno jako państwa, jak i narodu. Śródmieście Warszawy zostało zbombardowane jako centrum tego państwa. Zdjęcia stolicy Rzeczypospolitej w ruinach w obiektywie amerykańskiego dzienikarza Juliena Bryana nie weszły do obiegu społecznej pamięci w Niemczech. Nikt nie zna wstrząsającej postaci 12-letniej Kaźmiery Miki, pochylonej nad ciałem starszej siostry, która zginęła podczas niemieckich bombardowań.
W NRD nie mówiono o tym dlatego, że było to państwo z definicji antyfaszystowskie, któremu wydawało się, że zawsze jest o krok dalej od RFN. Tam również długo nie było mowy o zbrodniczym charakterze działań Wehrmachtu, w szczególności Luftwaffe, o tym, dlaczego w każdej rodzinie niemieckiej mężczyźni służyli w tych zbrodniczych organizacjach. Kiedy szeroka fala niemieckiej pamięci objęła również napad na Polskę, to jej symbolem stał się Auschwitz, a nie Warszawa. Donosiłem w szkole w 1988 roku na Marcela, kolegę z klasy, który narysował tak dla żartów swastykę na naszej wspólnej ławce. Byliśmy wezwani do dyrektorki, członkini partii SED. Żeby wytłumaczyć Marcelowi, na czym polegał narodowy socjalizm, Frau Gaedtke wyciągnęła album z Auschwitz, a nie z Warszawy.
Nie wiem, jaki ślad pozostawiły w Marcelu zdjęcia z Birkenau. Dziś mój szkolny kolega jest kurierem i rozwozi listy na Unter den Linden, a ja 1 września zacznę nową pracę jako profesor Historii Publicznej na Uniwersytecie w Hagen. O tym, że Niemcy jako państwo oraz jako społeczeństwo nigdy nie zdały sobie sprawy, jaki był wymiar zbrodni dokonanych na terytorium Polski, świadczy fakt, że niemieckie myśliwce latają dziś pod czarnymi krzyżami pruskimi, pod jakimi wykonanywano naloty na Wieluń i Warszawę. Nieco zmieniono dizajn plus wyciągnięto historię, że to pierwszy pruski order, jaki był nadany również żołnierzom – coś w rodzaju symbolu demokracji. Ale ostatecznie jest to ten sam krzyż, z którego przeszłością związana jest historia kolonizacji Europy Północno-Środkowej przez Zakon Pruski i los Wielkopolski pod zaborem pruskim. Nie ma znaku równości pomiędzy tymi formami kolonialnej asymetrii, narodowym socjalizmem a obecną konfiguracją pamięci w Niemczech. Ale zostaje przepaść pomiędzy ciągłością tego symbolu a nieobecnością wiedzy o skutkach 1 września dla Warszawy.